Gdybym była łabędziem,
Nie potrafiłabym latać.
Pływałabym po stawie,
W górę bym patrzyła...
Na ptaki, co znają smak wolności.
Nie mam kajdan.
Krat przed oczami nie ma
Ani kul u nogi,
Ani wnyków wokół kostki.
Nie mam homonta na szyi
Ani tabliczki z nazwą właściciela.
Nie ma oznak braku wolności,
A jednak nie mogę polecieć...
Złość mnie ogarnia, gdy widzę inne łabędzie...
W przestrzorzach z błyszczącymi piórami...
Ich szczęście mnie boli, a uśmiech zabija.
Niewinność tych, co są w powietrzu.
Jak mnie drażni
Ich dobroć i radość rozrywa,
Tylko dlatego, że ja nie mogę polecieć...
I frustracja wciąż mnie pożera.
Czy gdybym była orłem to, by coś zmieniło?
A może kukułką, co bez zobowiązań żyje?
Może flamingiem lub pelikanem?
Może Drozdem lub zimorodkiem?
Chyba nie.
Też bym nie poleciała...
Być może w pingwinim ciele
Pogodziłabym się z losem,
Lecz czy to dobra droga?
Może sprawdzę wpierw moje skrzydła?
Czy w ogóle próbowałam latać?
Może są połamane?
To nie wystarczy poczekać, aż wszystko się zagoi?
Czemu nie latam, tylko patrzę w górę?
Chyba potrzebuję lekarza, takiego, co niewidzialne serce z operuje.
I stada, co pomoże mi wzlecieć.
Okularów, by dostrzec to piękno wokół siebie...
* * *
Wiersze pisane sercem
Pozostaw coś po sobie! Napisz komentarz, polub post! 🙂